Tłumacz wielokrotnie styka się z różnorodnymi zagwozdkami i dylematami językowymi. Nieraz staje twarzą w twarz z wyrażeniami, z którymi nie sposób poradzić sobie w mgnieniu oka. Między innymi wulgaryzmy są takimi punktami spornymi. Istnieją różne podejścia do tłumaczeń wyrażeń ordynarnych i obelżywych: zupełne pominięcie, zmiękczenie lub po prostu pozostanie wiernemu oryginałowi.
Niełatwo jest znaleźć odpowiednik wulgaryzmu w innym języku. Różne wulgaryzmy mogą kłaść zróżnicowany nacisk na pewne kwestie. W przypadku tłumaczenia bezpośredniego i dosłownego, ważne jest by tłumacz, przekładając owe inwektywy, nie wzmacniał ani nie osłabiał w sposób dowolny wydźwięku danego niecenzuralnego wyrażenia. Stąd istotną rzeczą jest, aby dobrze orientować się w kulturze i zwyczajach konkretnego kraju. Translator może jednak wybrać również inną drogę przetłumaczenia inwektywy, jak na przykład tłumaczenie opisowe. W tej metodzie tłumacz opiera się na przedstawieniu pewnego zarysu i charakterystyki konkretnego słowa. Zdarza się również, że tłumacz pomija wulgaryzm całkowicie, pozostawiając jedynie pierwszą literę słowa. Sposób ten nie cieszy się jednak uznaniem wśród odbiorców, których skupienie i odbiór tekstu w takich momentach ulega zakłóceniu. Uwaga ich bowiem skupia się na rozwiązaniu krzyżówki pt. „co kryje się za podaną pierwszą literą?”. Bardzo często tłumacz sięga też po zapożyczenie słowa w języku obcym. Nie jest to jednak proste, wręcz przeciwnie, wymaga to od translatora szerszej znajomości innego języka obcego.
Nie ma jednej znakomitej metody tłumaczenia wyrażeń niecenzuralnych. Ważne jest jednak, by podczas takiego przekładu wziąć pod uwagę wszelkie czynniki charakterystyczne dla danej kultury i stworzyć z tego wyrażenie jak najbliższe oryginałowi. Nie należy jednak celowo przeoczać owych wyrażeń. Nie przez przypadek znalazły się one przecież w tekście źródłowym.