Wydawać by się mogło, że łacina i język starogrecki najlepsze czasy już od bardzo dawna mają za sobą. Właściwie określenie „lepsze czasy” jest tu sporym eufemizmem gdyż od kilku wieków są po prostu… martwe. Jeszcze w średniowieczu i renesansie ich znajomość była absolutną koniecznością dla człowieka o wysokim statusie społecznym. W kolejnych wiekach coraz bardziej te klasyczne języki traciły na znaczeniu, aż w końcu, w XX wieku, Nie uczył się ich już prawie nikt. Wiadomo oczywiście, iż znajomość łaciny i greki przydaje się w niektórych zawodach, że ogólna wiedza na temat ich gramatyki jest bardzo pomocna w pracy lingwisty. Jednak nieznajomość tych języków nie jest już powodem do wstydu.
W szkołach w dalszym ciągu prowadzone są zajęcia z łaciny, rzadziej z greki (jednak nie należą do najbardziej lubianych przez uczniów…). Oprócz tego cały czas istnieją i mają się dość dobrze studia z filologii klasycznej (dla tych niewielu entuzjastów ze szkoły średniej). Niestety osób, które chcą się uczyć języków klasycznych, jest coraz mniej. Przyczyną tego jest głównie brak tekstów literackich, które byłyby w stanie zainteresować młodego czytelnika i które byłyby dla ucznia zrozumiałe.
Na ratunek łacinie i grece wyszedł Peter Needham, który w Eaton przez długie lata uczył właśnie języków klasycznych. Aby ułatwić i uatrakcyjnić swoim uczniom naukę postanowił przełożyć na łacinę „Misia Paddingtona”, „Alicję w Krainie Czarów” i „Kubusia Puchatka”. W ostatnim czasie na jego warsztacie pojawił się „Harry Potter”.
Tłumaczenia na języki martwe są bardzo trudne i wymagające. Przede wszystkim nie ma już rodowitych mówców tych języków, którzy mogliby wyrazić swoje zdanie na temat poprawności tłumaczenia, a tłumacz w swojej pracy może posługiwać się ograniczoną ilością źródeł wiedzy. Oddanie w tłumaczeniu ducha tekstu czy łacińskiego, czy starogreckiego, czy nawet sanskryckiego, staje się zadaniem karkołomnym jeśli nie zna się bardzo dobrze historii i kultury ludzi, którzy żyli przed wiekami.