Tłumaczenie poezji

tłumaczeniaPraca tłumacza jest pracą ciężką, żmudną i wymagającą. Bardzo często trud włożony w wykonanie tłumaczenia jest niedoceniany i przykładem może tu posłużyć tłumaczenie tytułów filmów. Równie niewdzięcznym zajęciem zdaje się być tylko tłumaczenie poezji. Ta praca wymaga nie tylko znajomości gramatyki i słownictwa języka obcego, trzeba jeszcze umieć wczuć się w duszę poety, w to, jak jego rodzimy język wpływa na jego twórczość. I jeszcze, żeby nie było za łatwo, tłumacz musi tę obcojęzyczną duszę jak najsprawniej przebrać w garderobę własnego języka. I jeszcze [!] tłumacz musi posiadać wyczucie stylu i smaku, aby z pięknego wiersza nie zrobić nieśmiesznego żartu na jego temat, parodii lub byle gniota.

Niestety, często (za często…) za tłumaczenie poezji biorą się ludzie, którzy o wyczuciu duszy języka wiedzą, delikatnie mówiąc, niewiele. Dzieje się to z krzywdą dla poezji, która mogłaby poruszyć niejednego twardziela i wycisnąć z jego oczu fontanny łez, a tak… Cóż, tłumacz chciał dobrze, ale wyszło jak zwykle. A tak a propos, to czym kierują się tłumacze poezji biorąc na warsztat np. sonety Szekspira? Pytając za Stanisławem Barańczakiem: czy przyświeca mu (tłumaczowi) szczytna idea wzbogacenia rodzimej literatury przekładem wiersza do tej pory nieprzetłumaczonego? może tłumacz chce wybitnemu obcojęzycznemu poecie złożyć w ten sposób hołd i podarować jego wiersze rodzimym czytelnikom? Odpowiedź mi: to dobra przykrywka dla zapędów ambicjonalnych, to znaczy: „potrafię nie gorzej (niż autor)” (Stanisław Barańczak, „Ocalone w tłumaczeniu”). Cóż to znaczy? Właściwie tyle, że tłumaczenie wiersza to jakby pisanie go na nowo – przełożenie tej delikatnej materii w inne ramy.

Jeśli natomiast chodzi o dokładanie swojej cegiełki do recepcji obcego autora na polu własnego języka (tzn. tłumaczenie wiersza kiedyś już przetłumaczonego, być może nawet kilkakrotnie), to powód jest, jak tłumaczy S. Barańczak, taki: „potrafię lepiej (niż inni tłumacze)”. I to jest już wyraz pychy i ogromnej pewności siebie (dalej cytuję S. Barańczaka). W tym wypadku czytelnik sam może wybrać wersję przekładu, która najbardziej mu odpowiada, tę najlepszą (według niego). Jako przykład mogą tu posłużyć wiersze „A dream within a Dream” Edgara Allana Poe w tłumaczeniach Józefa Czechowicza „Przyśnienie w śnie” oraz Władysława Nawrockiego „Sen we śnie” oraz „Der Erlkönig” Johanna Wolfganga von Goethe w tłumaczeniach, między innymi, Wisławy Szymborskiej  i, najstarszej, Władysława Syrokomli „Król olszyn”.

[kliknij na zdjęcia, aby powiększyć]

Tłumaczenie poezji

Tłumaczenia

Do jakich wniosków można dojść porównując między sobą oryginał wiersza i jego tłumaczenia? Czy te tłumaczenia są w ogóle do siebie podobne?  Czy jako odbiorcy wolimy tłumaczenia wolne, czy dosłowne? Na zakończenie chciałabym tylko przytoczyć pewien cytat, który usłyszałam na studiach:  „tłumaczenia są jak kobiety: te wierne nie są piękne, a te piękne nie są wierne”. I już tylko od nas, czytelników, zależy, które tłumaczenie docenimy.

Autor artykułu: Monika Myszkowska