Oczywistym jest, że w dobie globalizacji, wzajemnego przenika się kultur, sięgamy po obcojęzyczne określenia. Każdy język poddawany jest kontaktowi z innymi kulturami, zatem zjawisko to jest powszechne i jak najbardziej normalne.
Istnieje jednakże grupa zapożyczeń, na stałe włączanych do rodzimego systemu językowego. Doskonałym przykładem są tutaj kosmetyki.
Paryż przez kilka wieków uważany był za stolicę stylu, mody i szyku. Modne, dystyngowane damy sprowadzały z Francji nie tylko ubrania i kosmetyki, ale także słownictwo. Wśród najbardziej klasycznych przykładów wymienimy z całą pewnością słowo perfumy, od francuskiego parfum- zapach, a także manucure w salonach kosmetycznych widywany częściej jako manicure, a nawet niekiedy w spolszczonej wersji- manikiur. Podobnie pédicure funkcjonuje jako pedicure bądź pedikiur.
Z francuska pochodzi także określenie balejaż oraz puder (fr. poudre). Najmniej pokrzywdzone fonetycznie zostało słowo makijaż, które po francusku brzmi niemal identycznie.
Wyżej wymienione przykłady terminów, pochodzących z języka francuskiego stały się częścią naszego systemu językowego i chyba nikomu nie przyszłoby do głowy, by szukać ich polskich odpowiedników.
Dzisiaj znacznie częściej spotykamy się z określeniami, zaczerpniętymi z języka angielskiego. Tutaj także trudno doszukiwać się polskich odpowiedników. Możemy wyliczyć następujące określenia: maskara, żel (spolszczona wersja terminu gel), czy też eyeliner, próba tłumaczenia którego mogłaby być mocno kłopotliwa.
Taka tendencja jest jak najbardziej zrozumiała i z całą pewnością możemy się spodziewać, że będzie ona się utrzymywać. Na rynkach nieustannie pojawiają się zagraniczni inwestorzy, oferując towary, kryjące się pod obcobrzmiącymi nazwami. Marketingowy efekt nazwy obcojęzycznej jest wszakże bardzo silny.