Planując podróż do USA warto zapoznać się z kilkoma bardzo popularnymi wyrażeniami slangowymi– w przeciwnym wypadku możemy być mocno zdziwieni, ponieważ często bywają one niezwykle mylące.
Dosłowne tłumaczenia mogą okazać się błędne i uniemożliwią skuteczną komunikację.
W Ameryce, jeżeli policjant wręcza nam „ticket” (bilet), powinniśmy być raczej zmartwieni. Oznacza to, że najprawdopodobniej złamaliśmy jeden z przepisów drogowych i właśnie otrzymujemy mandat.
Słowo „proof”, kojarzące się zwykle z polskim odpowiednikiem wyrazu „dowód”, ma także inne znaczenie. Jest to również amerykańska miara zawartości alkoholu. Przy czym warto pamiętać, że jest to podwojona zawartość, a więc gdy widzimy na butelce 80%, oznacza to, że mamy do czynienia z alkoholem 40- procentowym. „Proof” dotyczy wyłącznie wysokoprocentowych napojów.
Musimy także uważać na słówko „lemon”. Poza dobrze nam znanym żółtym, kwaśnym owocem, pod tą nazwą kryje się także odnowiony, wyglądający jak nowy, zdezelowany i mocno zniszczony samochód, który zwykle próbuje wcisnąć niesamowicie gadatliwy sprzedawca.
Znane jako polski odpowiednik wołowiny słowo „the beef” także w pewnych sytuacjach może wprawić w osłupienie. Jeśli usłyszymy pytanie „where’s the beef?” (dosł. gdzie jest wołowina?), prawdopodobnie oznacza to, że nasz rozmówca będzie prosił, byśmy przestali owijać w bawełnę i dobrnęli w końcu do sedna sprawy :).