W poprzednim wpisie na temat tłumaczeń konsekutywnych postraszyliśmy trochę ich trudnością mówiąc, że niemożliwe jest zapamiętanie i przetłumaczenie więcej niż maksymalnie 8 informacji. Tym razem skupimy się na przyjemniejszych aspektach tego rodzaju pracy.
Tak więc tłumacząc konsekutywnie tłumacz może, a nawet powinien wspomagać się notacją. Oczywistym jest, że nie będzie w stanie zapisać wszystkiego, ale też nie tworzy on protokołu z przesłuchania świadka koronnego (zwykle posługującego się malowniczym pseudonimem rodem z delikatesów mięsnych) ani artykułu do gazety. Zdąży jedynie zapisać znaki i symbole które mają mu pomóc przytrzymać na chwilę w pamięci i przekazać ulotną treść wypowiedzi.
Dlatego zwykle wystarczą daty, liczby, nazwy własne, czyli to, co umyka najszybciej, a jednocześnie zabiera dużo z mocno ograniczonej przestrzeni pamięci krótkoterminowej. Jeśli dorzucimy do tego symbole, które oznaczać mogą pewne obiekty, zjawiska lub trendy, możemy stworzyć zapis z którego będziemy w stanie coś odczytać nawet w późniejszym czasie. Sposób prowadzenia notacji zasługuje nie tylko na skromny artykuł na blogu ale na nieskromne szkolenie okraszone suto laserami, hostessami i połykaczami ognia, więc nie będziemy się na ten temat dłużej rozwodzić.
A dlaczego tłumacz „nawet powinien” posługiwać się notacją? Powodów jest wiele, ale dość chyba powiedzieć, że tak jest bezpieczniej, a poza tym dobrze wygląda to w oczach klienta.
Kolejnym ważnym argumentem przemawiającym za tym, że tłumaczenia konsekutywne są łatwiejsze jest to, że często w przypadku tego typu zleceń tłumacz ma bezpośredni kontakt z mówcą. Pociąga to za sobą liczne pozytywne skutki związane z możliwością proszenia o powtórzenie fragmentu wypowiedzi, doprecyzowanie, uściślenie, robienie częstszych pauz, itp. Naturalnie wskazana jest powściągliwość w wykorzystaniu tej możliwości, niemniej dobrze ją mieć, tak samo jak dobrze mieć klakson w samochodzie lub wódkę w zamrażarce.