Tłumaczenia symultaniczne są powszechnie uważane za najtrudniejszy rodzaj tłumaczeń. Najprościej to uzasadnić opisując wszystkie procesy składające się na taką pracę.
Osoba podejmująca się tego zadania musi jednocześnie skupiać uwagę na treści przekazywanej przez mówcę, interpretować ją, formułować poprawne logicznie i gramatycznie zdania w języku docelowym, a na dokładkę pilnować strony wokalnej swoich wypowiedzi, tonu głosu i właściwej intonacji. Jeśli powyższe wydaje się wystarczające, żeby po 15 minutach takiej pracy mózg poddał się i poszedł na ryby, to należy jeszcze dodać, że wypowiedzi w języku pierwotnym często okraszane są przez mówcę stylowym „eee”, „aaa”, lub „yyy”, które zwykle oznacza, że koniec zdania będzie miał niewiele wspólnego z początkiem. Perorującym mówcom zdarzają się również wypowiedzi urywane wpół zdania, czy formułowane w sposób niegramatyczny których sens jest sadystycznie trudny do uchwycenia, nie mówiąc o sensownym przełożeniu.
Łatwo sobie wyobrazić przerażenie osoby, która miałaby w sposób sensowny przełożyć na język obcy wypowiedzi naszych niektórych srebrnoustych, którzy znają tylko „konkrety ogólne”, lub budują intrygujące metafory, jak „Taki jest los osób, które mając do czynienia z żabą, postanawiają tę żabę hodować do wymiarów giga. To mają giga gada w postaci krokodyla. Będą musieli to zeżreć. Ogon będzie wyglądał z ust jak nic.”
Dlatego podczas tłumaczeń symultanicznych muszą być zapewnione odpowiednie warunki, tj. praca w kabinie umożliwiającej widzenie sali i odcinającej jednocześnie od czynników wpływających negatywnie na koncentrację, czy regularne zmiany między tłumaczami umożliwiające odpoczynek.